👯 List Pożegnalny Przed Samobójstwem

Zostawił list pożegnalny dla matki chłopca, treść paraliżuje. 30.09.2020. Małgorzata Tomaszewska tuż przed porodem przekazała niepokojące informacje List pożegnalny do kolegów: przykład. Dla wielu zwykłych obywateli w naszym kraju, zwłaszcza tych, którzy pracowali przez wiele lat w jednym dużym przedsiębiorstwie przemysłowym, pożegnanie z kolegami, gdy zmiana pracy może wydawać się dość dziwnym i opcjonalnym działaniem. Podczas naszej wspólnej sowieckiej przeszłości my w 8-letnia Gosia Kląskała z Wrocławia zmarła 25 września. Dziewczynka była chora na neuroblastomę. Przed śmiercią zostawiła rodzicom na pamiątkę wzruszający list i rysunek. Treść jest bardzo poruszająca. Małgosia z Wrocławia zachorowała na neuroblastomę – to złośliwy nowotwór, często występujący u dzieci. Dziewczynka na kilka tygodni przed swoją śmiercią napisała Zanalizuj i zinterpretuj ostatni list wertera do lotty i napisz, jak wygląda wzorzec miłości romantycznej. Johann Wolfgang Goethe jest uważany za najwybitniejszego pisarza niemieckiego. Jego twórczość przypadła na okres preromantyczny zwany okresem „burzy i naporu”. Wtedy właśnie powstał utwór pt. „Cierpienia młodego Wertera”. Tłumaczenia w kontekście hasła "przed samobójstwem" z polskiego na włoski od Reverso Context: Spalił wszystkie swoje obrazy przed samobójstwem. 7 kwietnia 2022. Listy pożegnalne samobójców to jeden z większych sekretów. Policja i prokuratura – ze zrozumiałych względów – rzadko ujawnia ich treść. Po latach, tego rodzaju publikacje bywają przedmiotem różnych analiz naukowych. Od razu zaznaczmy, że tego rodzaju opracowań jest bardzo mało. Długość listów M jak miłość, odcinek 1517: List pożegnalny Olka przed samobójstwem. Nie zniesie dłużej więzienia - WIDEO Kilka dni przed samobójstwem wysłała do mamy znaczącego sms'a :. Pod opieką kobiety znajdowała się 3-letnia córeczka. popularne.pl Do redakcji „Interwencji” wpłynął list pożegnalny, z którego wynika, że tragedia, do której doszło w Katowicach, była rozszerzonym samobójstwem. Tabletki nasenne pozwolą nam Samobójcę, który przed zamachem na własne życie dawał zgorszenie, należy traktować jako jawnego grzesznika. 15 Najnowszy dokument Dekret w sprawie liturgii pogrze bowej samobójców z 2004 r., View about #UwolnijEnergię on Facebook. Facebook gives people the power to share and makes the world more open and connected. Legalizacja małżeństw jednopłciowych może uchronić wiele osób LGBT+ przed samobójstwem W listopadzie 2019 roku w cenionym piśmie naukowym „Journal of Epidemiology and Community Health” ukazał się artykuł dotyczący par jednopłciowych w Danii i Szwecji. VujSFE. - Ani w domu, ani w garażu żadnej korespondencji nie ujawniono - powiedział prokurator Dariusz Ślepokura, dla "Super Expressu". Osoba znająca sprawę dodaje, że list mógł powstać, a ktoś "mógł celowo go schować lub nawet zniszczyć, z uwagi na jego osobistą treść". Jak informuje "Fakt", gen. Sławomir Petelicki nie chciał się przyznać do swojej słabości przed rodziną, dlatego nie powiedział im o swojej chorobie. Jak informuje tabloid, powołując się na swoich nieoficjalnych informatorów, "rodzina generała nie wiedziała, że cierpiał on na chorobę Alzheimera". "Sprawa jest niejasna" - powiedział dla "Faktu" jeden ze śledczych, biorących udział w sprawie. Generał Sławomir Petelicki został znaleziony martwy w swoim garażu z raną postrzałową. Prawdopodobnie przyczyną śmierci było samobójstwo, ale to ostatecznie potwierdzi śledztwo, które trwa. Petelicki był generałem brygady w stanie spoczynku; oficerem wywiadu w PRL, potem założycielem i pierwszym dowódcą jednostki GROM. Petelicki we wrześniu skończyłby 66 lat; w 1969 r. został oficerem wywiadu MSW. Od 1973 do 1978 r. był attache kulturalnym, naukowym i prasowym w Nowym Jorku, a od 1975 r. - wicekonsulem ds. Polonii. Od 1978 do 1983 r. pracował w centrali wywiadu. Pracował w polskiej ambasadzie w Sztokholmie, w latach 1987-1988 był zastępcą naczelnika kontrwywiadu zagranicznego, a od 1988 do 1989 r. - doradcą ministra spraw zagranicznych i kierownikiem ochrony placówek. Był twórcą i pierwszym dowódcą (do 1995 r.) sformowanej w 1990 r. słynnej jednostki antyterrorystycznej GROM (Grupa Reagowania Operacyjno-Manewrowego). Żołnierze formacji zasłynęli operacjami na Bałkanach i w Iraku. Znane są osiągnięcia GROM z operacji "Uphold Democracy" na Haiti czy "Little Flower" w Sławonii. W maju 1996 r. Petelicki został pełnomocnikiem ówczesnego premiera Włodzimierza Cimoszewicza ds. przestępczości zorganizowanej w Radzie Państw Basenu Morza Bałtyckiego. Ponownie został dowódcą GROM w grudniu 1997 r. Został odwołany we wrześniu 1999 r., po konflikcie ówczesnym ministrem koordynatorem ds. służb specjalnych Januszem Pałubickim. Po odwołaniu Petelicki przeszedł w stan spoczynku i zajął się biznesem. Był współwłaścicielem firmy Grupa Grom, zatrudniającej byłych żołnierzy GROM. (żg) – Bóg uratował mu życie przez mój utwór. Tau jest obecnie w dużej trasie koncertowej po całej Polsce. Na wybranych spotkaniach przed koncertowych na #On_Tour pojawi się Bartek Krakowiak. Kim jest ten tajemniczy gość? Jak tłumaczy Tau… – Człowiek, który w swoje urodziny, pisząc we łzach list pożegnalny i siedząc na parapecie szykował się do samobójczego skoku. Nagle otrzymał powiadomienie na telefonie o moim nowym singlu. Kliknął, tak jakby szukając ostatniego ratunku. Bóg uratował mu życie przez mój utwór pt. Jestem z Tobą. Zamknął okno – wyjaśnia kielecki raper. Jakiś czas później chłopak wyszedł 1300 km do Medjugorie na piechotę dziękując Bogu za uratowanie życia. Na wybranych spotkaniach przed koncertowych Tau'a ze słuchaczami Bartek Krakowiak opowie swoją historię. Małgorzata Moczulska Matka zabija synów, a potem siebie. Ojciec wsiada do auta z dziećmi i wjeżdża pod tira. Mąż śmiertelnie rani żonę i siebie. Lekarze mówią „to ofiary”, ale trudno pojąć samobójstwo rozszerzone. Kiedy syn państwa N. 24 czerwca wszedł do domu rodziców czuł, że coś jest nie tak. Od kilkunastu godzin próbował się do nich dodzwonić. Bezskutecznie. W końcu zaniepokojony przyjechał do Strzegomia. W łóżku zobaczył mamę. Wyglądała jakby spała. Nie reagowała na jego głos, podbiegł więc i zaczął nią potrząsać. Nie oddychała… Chwilę później w komórce przy mieszkaniu odkrył zwłoki ojca. 65-latek powiesił się. Na ławie obok łóżka rodziców leżał list pożegnalny napisany przez mężczyznę, a w nim słowa. O śmierci, która ma przynieść ulgę im i rodzinie. Kobieta była po wylewie i wymagała ciągłej opieki. Mąż nie radził sobie z tą sytuacją. Bał się przyszłości. Zdecydował, że najlepszym rozwiązaniem będzie śmierć. Najpierw udusił żonę, a potem odebrał życie sobie. - Najpewniej mamy do czynienia z samobójstwem rozszerzonym. Świadczą o tym zarówno wyniki sekcji zwłok, jak i list pożegnalny znaleziony w mieszkaniu małżeństwa oraz inne okoliczności sprawy - mówi Marek Rusin, prokurator rejonowy w Świdnicy. W styczniu tego roku w jednym z mieszkań w Gostyniu odkryto zwłoki 10-miesięcznego dziecka i jego rodziców. Śledczy zakładają, że 27-latek najpierw zabił 23-letnią partnerkę i synka, a potem się powiesił. Zostawił dwa listy pożegnalne, w których pada słowo „przepraszam”, ale nie ma wytłumaczenia, dlaczego zabił rodzinę i siebie. W ubiegłym roku całą Polską wstrząsnęła też śmierć mieszkanki Kłodzka i dwójki jej dzieci - siedmio- i dziewięcioletniego chłopców. Przed śmiercią dzieci były podtapiane i duszone. Miała to robić ich matka, która po tym jak dzieci zabiła, powiesiła się w pomieszczeniu gospodarczym. Ciała synów znalazł nazajutrz ojciec. Do dziś nie ustalono motywu działania 39-letniej Agnieszki R. Sąsiedzi zamieszkujący ulicę Partyzantów mieli na temat rodziny bardzo dobre zdanie: - To była normalna, porządna i bardzo religijna rodzina. Ojciec wykształcony, matka też, była tłumaczem językowym. Trudno uwierzyć w to co się stało - mówią. Tu również pada termin „samobójstwo rozszerzone”. Czym jest? Z definicji to samobójstwo po zadaniu śmierci innym, najczęściej członkom własnej rodziny. Ale wiele osób w Kłodzku na takie słowa tylko się wzdryga. - Ta kobieta zabiła własne dzieci. Co one winne? A mówi się o niej samobójczyni, jakby zapominając co zrobiła! Psychologowie takie myślenie usprawiedliwiają. - Ludziom trudno jest pojąć rozmiar tych tragedii, zrozumieć śmierć niewinnych dzieci. W dodatku w takich sytuacjach prawie nigdy nie wiemy, dlaczego ktoś zrobił coś tak strasznego, bo prawdę samobójcy zabierają ze sobą, do grobu - mówią. Trudno zrozumieć... Katarzyna Głuch i Andrzej Gawliński z Wydział Prawa i Administracji Uniwersytet Warmińsko-Mazurskiego w swojej publikacji „Kto jest ofiarą? czyli o fenomenie samobójstw rozszerzonych” podkreślają, że trzeba pamiętać, że samobójstwo jest chorobą, długotrwałym procesem, a nie jedynie jednorazowym czynem. Jest ciągiem cierpień i licznych urojeń, które z upływem czasu nabierają celowości, czyli stają się wyjściem z „jakiejś” sytuacji, a sama myśl o samobójstwie staje się czymś pożądanym. - Ludziom łatwiej zrozumieć samobójcę niż osobę, która stoi za samobójstwem rozszerzonym. Wszystkim nasuwa się bowiem pytanie, po co sprawca-samobójca mając zamiar odebrać sobie życie - odbiera je również innym osobom, w dodatku najbliższym. Trzeba zrozumieć, że swoisty fenomen samobójstw rozszerzonych polega na tym, że samobójca „rozszerzony” bliskich mu osób nie traci z oczu, przeciwnie - są dla niego wyraźnie widoczni. Myśli on bowiem w następujący sposób: Jak uciekać samemu? To niemożliwe, trzeba zabrać bliskich ze sobą. Zabić? Dla niego to nie morderstwo, krzywda wyrządzona najbliższym, ale ratunek także dla nich. Uciekając wspólnie, ochroni ich przed cierpieniem - tłumaczą Katarzyna Głuch i Andrezj Gawliński. Utopiła czwórkę dzieci, była chora O samobójstwie rozszerzonym po raz pierwszy głośno zrobiło się w naszym kraju w 1998 roku, kiedy to w w regonie nowosądeckim 34-letnia kobieta we własnym domu zabiła czwórkę swoich synów. Udusiła dzieci, a następnie wyniosła do szopy i utopiła w metalowych beczkach wypełnionych wodą: 1,5-letniego Pawełka, 6-letniego Marcina, 7-letniego Tomka i 9-letniego Piotrka. Zaraz po zabiciu chłopców, ich matka podcięła sobie żyły, próbując pozbawić się życia. Nie udało jej się to, więc próbowała się powiesić. Ze sznurka odciął ją mąż. Nie wiedział wtedy jeszcze, że jego ukochane dzieci zostały przez matkę pozbawione życia. Anna J. została zatrzymana. Mimo izolacji najpierw w areszcie, a potem w szpitalu (stwierdzono u niej psychozę) kilkakrotnie jeszcze próbowała odebrać sobie życie. Z zeznań matki J. wynikało, że jej córka jeszcze przed zdarzeniem żaliła się, że nie da sobie rady w życiu i że słyszy męski głos, namawiający ją, żeby zrobiła coś złego dzieciom. 34-latka wierzyła, że jeśli umrą wcześnie „to będą aniołkami”. Nikt jednak nie brał tego poważnie, bo kobieta troszczyła się o swoje dzieci. Była bardzo religijna. Zdaniem jej bliskich nic nie zapowiadało tragedii, która się wydarzyła. Zabili się z powodu religii? Religijne było też małżeństwo ze Świdnicy, które w 2014 roku z poderżniętymi gardłami znaleziono o świcie w parku Centralnym. Leżeli przy jednej z ławek, na ścieżce, trzymając się za ręce... Śledztwo wykazało, że zanim przed piątą rano wyszli z domu, dokładnie posprzątali mieszkanie. W kilku widocznych miejscach położyli wyrwane z Pisma Świętego kartki z zakreślonymi markerem fragmentami: „to krew dokonuje przebłagania za życie”, „bez przelania krwi nie ma przebaczenia grzechów”. Czesław zabrał ze sobą ogromny, rzeźniczy nóż. Idąc do parku zadzwonili do synów. Wyrwali ich ze snu. Krystyna mówiła niewiele, głównie, że kocha, że jest z nich dumna, żeby zrozumieli, bo konieczne jest przelanie krwi. Telefon zmroził ich i postawił na równe nogi. Od razu wsiedli do samochodów i ruszyli w drogę, by na miejscu sprawdzić, co dzieje się z rodzicami. Obaj już wiele lat temu wyprowadzili się z domu i mieszkają poza Świdnicą. Jechali bardzo szybko, po drodze próbując dziesiątki razy dodzwonić się na telefon mamy. Nie odbierała... O godzinie siódmej telefon odebrał policjant... Sekcja zwłok małżeństwa nie pozostawiła wątpliwości, że było to tzw. samobójstwo rozszerzone, że 65-latek najpierw zabił żonę, a chwilę później siebie. Mężczyzna miał jedną, długą na czternaście centymetrów ranę, kobieta cztery mniejsze, jakby Czesław się wahał, jakby zadrżała mu ręka, zanim pozbawił życia ukochaną kobietę. Prokuratura próbowała ustalić motyw. Wykluczono ciężką chorobę oraz problemy finansowe. Małżeństwo nie leczyło się też psychiatrycznie, co nie znaczy że było zdrowe. Dr Maciej Szaszkiewicz, psycholog, który przez 30 lat zajmował się tworzeniem profili psychologicznych ofiar i sprawców w Instytucie Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna w Krakowie nie miał wątpliwości, że cierpieli na rodzaj psychozy. - Po pierwsze miejsce, dlaczego publiczne? Po drugie sposób, w jaki to zrobili, teatralny wręcz. Dlatego wątek religijny wydaje się najbardziej prawdopodobny. Jeśli małżeństwo nie należało do żadnej sekty, to sami sobie mogli we własnym domu stworzyć coś na jej kształt. Tak długo wzajemnie się indoktrynowali, „prali sobie mózgi”, że w końcu doszli do wniosku, że nie mają innego wyjścia, że jedynym sposobem na rozwiązanie ich problemu, zmycie grzechu jest krew i że muszą popełnić samobójstwo - tłumaczył. Część tragedii ukryta pod hasłem „wypadek” W Polsce liczba ludzi odbierających sobie życie jest większa niż liczba ofiar wypadków drogowych. Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że w 2016 roku życie odebrało sobie blisko 5,5 tysiąca osób. Samobójstwa rozszerzone nie są wydzielone w tej statystyce. Nikt ich nie liczy. Wprawdzie nie zdarzają się tak często jak „normalne”, ale sporo takich tragedii ukrywa się w rubryce: wypadek samochodowy. Ktoś wjeżdża w ciężarówkę lub w drzewo i ginie na miejscu, a policja wydaje komunikat, że auto z nieznanych przyczyn zjechał na przeciwległy pas. Chyba, że zostawi pożegnalny list, albo inne ślady. Tak było w październiku ubiegłego roku w Zgorzelcu. Robert W. na drodze do Bogatyni wbił się prosto w nadjeżdżającą ciężarówkę. Zginął on i trójka jego dzieci. Okazało się, że nie hamował. Licznik jego auta zatrzymał się na 150 kilometrach na godzinę. Policja zaraz po wypadku pojechała do mieszkania mężczyzny, gdzie w łóżku w sypialni znalazła zwłoki jego żony. Agnieszka W. zmarła od uderzeń młotkiem. - Nigdy nie zgodzę się z tym, że Robert jest samobójcą. To brzmi jakby był ofiarą, a przecież on zabił trójkę swoich dzieci i żonę - wciąż słychać w Zgorzelcu. Ale zdaniem prawników Katarzyny Głuch i Andrzeja Gawlińskiego samobójca rozszerzony zdecydowanie jest ofiarą. - Bodźce skłaniające do popełnienia samobójstwa rozszerzonego w większości przypadków są podobne do przyczyn występujących przy zwykłych samobójstwach. Zamiar zabicia bliskich powstaje najczęściej równocześnie lub po decyzji o odebraniu sobie życia. Prawdopodobnie sprawca żyje jakiś czas z taką myślą. Często przygotowuje się. Czeka, aż nikogo nie będzie w domu, aż dzieci zasną… - prawnicy podkreślają, że warto podjąć próbę zrozumienia takich czynów, co nie znaczy że jest to tożsame z usprawiedliwieniem sprawcy. *** Podczas pierwszego przesłuchania Anny J. śledczy nie uzyskali odpowiedzi na żadne pytanie. Kobieta siedziała na krześle wpatrzona jeden punkt i szepcąc, wymieniała imiona swoich czterech synów, którym kilka dni wcześniej utopiła. - Zabiję nas, a potem razem pójdziemy do nieba... - powtarzała chwilę później jak mantrę. Samobójstwo rozszerzone, zwane również poagresyjnym, to rodzaj samobójstwa, z tym że człowiek jest tak zdesperowany, że najpierw zabija kogoś - najczęściej rodzinę, a później siebie. Kobieta najczęściej zabija dzieci, a potem siebie. Natomiast mężczyzna pozbawia życia żonę (partnerkę) i dzieci. Osoba decydująca się na samobójstwo rozszerzone najczęściej cierpi na różne zaburzenia psychiczne, emocjonalne lub ma depresję. M jak miłość: Dramat Joasi trwa. W kolejnych odcinkach Chodakowska w końcu załamie się… i napisze do Agnieszki pożegnalny list przed próbą samobójczą. Przeczytaj ostatnir słowa bohaterki. M jak miłość: Joasia Chodakowska po stracie Tomka od kilku miesięcy nie potrafi odnaleźć się w otaczającej ją rzeczywitości. Po powrocie z Francji wydawać by się mogło, że bohaterka powoli godzi się ze śmiercią męża i wraca do normalnego życia. Niestety to tylko pozory! Kobieta jest w fatalnym stanie i postanawia popełnić samobójstwo. Chodakowska zostawia pożegnalny list do Agnieszki, w którym prosi ją, aby ta zaopiekowała się dziećmi. M jak miłość: nowe postacie. Zmiany w obsadzie serialu w 2018 roku M jak miłość: list pożegnalny Joasi "Obie kochałyśmy Tomka, wiem, że Ty mnie zrozumiesz… Zosia i Wojtuś… Błagam Cię, zaopiekuj się nimi. Ja nie potrafię, nie mam siły dłużej żyć, nie potrafię żyć bez Tomka… Czuję się tak, jakby ktoś odebrał mi cały tlen, powietrze… Powiedz dzieciom, że bardzo je kocham i zawsze będę przy nich… Zawsze.” - tak brzmi treść listu Chodakowskiej. Korona królów ONLINE za darmo. Gdzie oglądać serial TVP? M jak miłość: Joasia umrze? Po napisaniu pożegnalnego listu Joasia zapakuje do torby leki na sen i wynajmie pokój w jednym z hoteli… Czy Olszewska odnajdzie ją na czas – i uratuje Asię przed śmiercią? Tego dowiemy się oglądając M jak miłość w poniedziałki i wtorki w TVP 2 o godz. 20:50. KROŚCIENKO. W internecie dostępny jest list pozostawiony przez 34-latka, który pod koniec ub. tygodnia popełnił samobójstwo skacząc z Sokolicy. Jego treść wzbudziła wiele dyskusji na Facebooku, bowiem autor napisał, że postanawia odebrać sobie życie, gdyż nie może sobie poradzić z bólem po zażyciu antybiotyku, który przepisał mu lekarz w Nowym Targu. Publiczne samobójstwo w Zębie. Policja ustaliła tożsamość ofiary "To ostatni mój wpis na tym blogu, ostatni w życiu... Ale muszę go wykonać, w przekonaniu, iż może on zapobiec kolejnym tragediom i uświadomić opinii, co mogą robić antybiotyki, zwłaszcza te najsilniejsze i nieodpowiednio zastosowane. Ja umieram z tego właśnie powodu" - napisał w pierwszych słowach listu, który umieścił na swoim bogu. Dalej informuje o problemach z raną na nodze, o przyjmowanych antybiotykach i skutkach ich zażywania. "Przy ostatniej dawce tego leku zdrętwiały mi nogi, gardło i nos. Przez cały okres brania tego antybiotyku czułem, że dzieje się ze mną coś nie tak. Kręciło mi się w głowie, ale myślałem, że to po innych lekach. Nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo toksyczny lek przyjmuję. Podano mi go, o niczym nie ostrzegając. A ja łykałem go jak cukierki..." - potem, jak dodaje, było już tylko coraz gorzej. "Miałem nocne napady paniki, potrafiłem się trząść ze strachu, byłem bardzo wychudzony, słaby, zacząłem mieć bardzo dziwne stany psychiczne i myśli samobójcze. (...) Cierpię bardzo i borykam się z ogromną liczbą skutków ubocznych. Wiem, że te skutki mogą pojawiać się do kilku nawet miesięcy po zażyciu. U mnie trwa to właściwie od początku, tylko nie wiedziałem co się za mną dzieje". Autor listu przyznaje, że leczył się na oddziale psychiatrycznym nowotarskiego szpitala. "Byłem na oddziale psychiatrycznym - pierwszy raz w życiu. Nie będę tego ukrywał, gdyż wiem iż mogę być posądzony o chorobę na tle psychicznym. Ale nie Szanowni Państwo, którzy to czytacie. Miałem chwilowe załamanie - ot tyle" - wyjaśnia. Autor listu apeluje, aby sprawą leku zajęli się dziennikarze. Pod koniec ub. tygodnia ratownicy z Grupy Podhalańskiej GOPR poinformowali, że na zboczu Sokolicy w trudno dostępnym terenie odnaleziono zwłoki 34-letniego mieszkańca Krościenka. Ofiara popełniła samobójstwo skacząc ze szczytu. Sprawą zajęła się policja i prokuratura. Rzecznik nowotarskiej policji mł. asp. Dorota Garbacz potwierdza, że policja zabezpieczyła list, który pozostawił samobójca. Znajdował się on w plecaku. Był także w jego komputerze. - Analizujemy jego treść - informuje Krzysztof Bryniarski, zastępca Prokuratora Rejonowego w Nowym Targu. Prokurator dodaje, że wszystkie okoliczności tragedii zostaną wyjaśnione, ale dochodzenie jest w początkowym stadium i na razie prokuratura nie będzie szerzej komentować tej sprawy. O komentarz poprosiliśmy Macieja Jachymiaka, lekarza psychiatrę z Nowego Targu, biegłego sądowego ds. psychiatrycznych. Co pan, jako doświadczony lekarz psychiatra, sądzi o tym przypadku? Maciej Jachymiak: - Jedyne dane pochodzą z wpisu na blogu; nie są pełne, nie wiemy dlaczego chory z raną nogi znalazł się na oddziale psychiatrii, na pewno nie są tam przyjmowani ludzie z łagodnymi zaburzeniami psychicznymi, bo takie można leczyć ambulatoryjnie. Czas od podania antybiotyku minął dość spory, nawet gdyby lek ten wywołał zaburzenia psychiczne, to już dawno chory go w organizmie nie miał. Opis objawów polekowych wydaje się mało wiarygodny. Nigdy nie spotkałem się z takim skutkiem działania antybiotyków. Często natomiast spotykałem przypisywanie różnym rzeczom tak zwanych chorób endogennych (jak schizofrenia, czy część depresji), których przyczyn tak naprawdę do dziś nie udało się ustalić. Czy podane antybiotyki mogły wywołać myśli samobójcze? Albo pogłębić zaburzenia psychiczne, jak on sam sugeruje, które doprowadziły go do samobójstwa? M. J.: - Mało prawdopodobne. Mogły wystąpić przejściowe zaburzenia psychiczne, ale ciężka, trwająca tygodnie depresja - raczej nie. Nie znałem tego chorego, ale bardzo prawdopodobne jest, że swój zły stan psychiczny przypisywał antybiotykowi, podczas gdy naprawdę wynikał z czego innego. W Polsce antybiotyki są nadużywane, brane bardzo często. Ale powikłania w postaci zaburzeń psychicznych po nich - prawie się nie zdarzają. Czy pana zdaniem, jako biegłego sądowego, ta sprawa - związek między lekami, a samobójstwem, powinna być w tym, albo w innym zakresie wyjaśniona przez szpital lub organy ścigania? M. J.: - Nie sądzę, żeby to się dało do końca wyjaśnić. Ale, jeżeli ktoś się tego podejmie musi mieć całość danych, w tym dotyczące całej historii dolegliwości psychicznych zmarłego, wywiadu z osobami bliskimi itd. Z charakteru samobójstwa wnosić można, że przyczyną jego mogło być zaburzenie psychotyczne, mało prawdopodobne, że wynikające tylko z przyjęcia antybiotyku. r/

list pożegnalny przed samobójstwem